Po dłuższej przerwie od pisania bloga, przychodzę do Was z moją
aktualizacją włosową, a także z
planami na pielęgnację. Ostatnio nie miałam zbyt dużo czasu,aby porządnie zadbać o ich kondycje i ich stan niestety się pogorszył. Będąc dwa tygodnie w Anglii, nie miałam dostępu do kosmetyków, przez co byłam skazana na odlane 100 ml szamponu BA nr 3 i maski bananowej z Kallosa. Skutkiem takiej pielęgnacji były mega
suche włosy i
zanieczyszczony skalp...
Tak jak wspomniałam wyżej, włosy przez brak innych składników zrobiły się
suche i matowe.
Oprócz tego, przez
zaczopowanie mieszków włosowych doszło do
wzmożonego wypadania. W tym momencie odliczałam dni do tego, aby umyć skalp "rypaczem" i nałożyć olej na długość.
 |
Po lewej stronie widać mój zgięty włosek, mówiący wszystko. |
Wróciłam bardzo późno i jedynie co byłam w stanie zrobić to nałożyć olej z pestek winogron i pójść spać.
Rano, zaaplikowałam Kallosa Keratin na godzinę. Po tym czasie, umyłam skalp żurawinową Barwą, a na długość nałożyłam żurawinową odżywkę z Garniera. I w tej chwili mi ulżyło.
Mój włosomaniaczy duch został w połowie uspokojony.
Włosy wysuszyłam i na końcówki zaaplikowałam większą ilość jedwabiu.
Zrobiłam to z dwóch powodów. Po pierwsze,chciałam zminimalizować
plątanie się końcówek,a po drugie nie mogłam się na nie patrzeć.