Kosmetyki z kuchni

Kiedyś nie mogłam sobie pozwolić na kosmetyki ze sklepów. Jednakże chęć dbania o włosy była większa od ograniczenia, dlatego szukałam ratunku w swojej kuchni i apteczce. Wszystkie pomysły jakie przyszły mi do głowy, wyszukiwałam w Internecie, aby sprawdzić, czy moje receptury mają racje bytu. 
Zapraszam na post z przepisami na naturalną pielęgnację!

1. Moim "numero uno" była płukanka z szałwii. Praktycznie przed każdym myciem zaparzałam ją w dzbanku, odstawiałam, aby wystygła i kończyłam nią mycie. Efekt domkniętych łusek i rozsypujących się włosów miałam zaraz po wysuszeniu włosów. Oczywiście, z ziołowymi płukankami nie można przesadzić, ponieważ zioła mogą przesuszać. Nie zauważyłam żadnych zmian koloru w trakcie jej stosowania.

Płukania z szałwii
Dwie torebki szałwii zaparzyć w litrze wody. Odstawić do ostygnięcia.

2. Przy robieniu domowej maski miałam zawsze dużo frajdy. Chodziłam z różnymi produktami po domu i bawiłam się w małego chemika. Wszyscy domownicy z początku patrzyli jak na (włoso)wariatkę, ale później  już nie zwracali na mnie uwagi. Najczęściej mogli mnie zobaczyć, gdy przygotowywałam maskę z mąka ziemniaczana. Dodawałam do niej praktycznie wszystko co miałam pod ręka : miód, mleko, oliwę z oliwek. Nawet zdarzyło mi się wbić jajko i rozgniecionego banana (oczywiście, jajko pozostawiło nieprzyjemny zapach, a banan długie minuty na wydłubywaniu go z włosów). Taką mieszankę nakładałam na brudne włosy i trzymałam ją przez godzinę. Następnie myłam skórę głowy, a długość włosów pozostawiałam pianę. Na koniec była jakaś maska i ewentualnie wyżej wspomniana płukanka z szałwii.

Na blogu pojawił się post z  maseczką z dodatkiem mąki, więc od razu można podejrzeć efekty.

 Maska z trzema maskami i z mąką ziemniaczaną


3. Czasem też w swojej pielęgnacji wykorzystywałam siemię lniane. Nakładałam pod olej, robiłam z niego maski, a także płukanki, które robiłam stosunkowo rzadko. Aby taką płukankę przygotować, gotowałam siemię i przepuszczałam przez sitko. Następnie dolewałam troszkę wody i pod koniec mycia wylewałam ją na włosy. Nie spłukiwałam, lecz kilka razy zdarzyło mi się to zrobić.  U mnie efekty były takie sobie, ponieważ z reguły moje włosy nie lubią się z samym siemieniem, ale powinna się sprawdzić przy kręconych włosach.

Płukanka z siemienia 2 łyżki siemienia lnianego wsypać do 2 szklanek wody i gotować. Przepuścić przez sitko i dolać do glutka trochę wody, aby uzyskać rzadszą konsystencję. 

4. Laminowanie! To świetny domowy sposób, aby nadać włosom miękkość i blask. Pamiętam jak dziś, jak czytałam o tym na blogu Anwen . I tak naprawdę, to jej ówczesne kruczoczarne włosy po laminowaniu  zachęciły mnie do przyrządzenia mieszanki z żelatyną. Pierwsze zastosowanie żelatyny, przyniosło fantastyczny efekt. Byłam bardzo zadowolona z miękkości włosów. Po roku czasu, przypomniałam sobie o tym sposobie i postanowiłam zrobić go ponownie. Niestety tym razem zabieg się nie udał - włosy były zbyt szorstkie i bardzo się plątały. Przeczytać o tym możecie tutaj. Dlaczego tak się stało, skoro przy pierwszym użyciu było wszystko w porządku? Przypuszczam, że moje włosy miały wtedy dość protein i na kolejną dawkę zareagowały bardzo gwałtownie. Dla sprawdzenia, zrobiłam laminowanie kilka dni temu i... było tak jak za pierwszym razem. Od razu po wysuszeniu były ciut usztywnione, ale po proteinach to raczej normalne. Ostateczny efekt uzyskałam po około godzinie - włosiska stały się mega miękkie i rozsypywały się.


5. Wcierki są elementem w mojej pielęgnacji, który wdrożyłam stosunkowo niedawno i korzystam z gotowych produktów np. Jantar, czy Banfi. Wcześniej wcierałam tylko olej rycynowy, który swoją drogą, świetnie sprawdził się na zagęszczenie rzęs. Jednak, gdy chciałam się zagłębić w tajniki pielęgnacji włosów u Anwen, natknęłam się na post o wcierce z kozieradki.  Efekt podobno genialny i pachnący trochę kurczakiem ;) Próbowałam również wcierkę z imbiru i oleju, jednak moja skóra głowy się z nią nie polubiła i zaczęła się przetłuszczać.

6. Peelingi. Zapach sypanej kawy chyba do końca będzie mi się kojarzyć z uciążliwym wypłukiwaniem zmielonych ziarenek z włosów, dlatego ta opcja jest dla bardzo cierpliwych osób. Oprócz istnej aromaterapii, uzyskujemy drobny peeling. Dodatkowo kofeina zawarta w ziarenkach, rzekomo pobudza wzrost włosów. Druga opcja, która jest dobrze znana to peeling z cukru. Tutaj już nie ma problemu z wydłubywaniem kryształków - wszystko ładnie się rozpuszcza i spływa z wodą. Trzeci sposób to glinka i jest najdelikatniejszym peelingiem z wyżej wymienionych. Jak wiemy, jest kilka rodzajów glinki i każda z nich inaczej lub podobnie działa na skórę głowy.


Podane przeze mnie przykłady to tak naprawdę kropla w morzu pomysłów, na 'naturalne' kosmetyki. Opisałam głównie te, z którymi miałam styczność i, które przygotowywałam w domowym zaciszu.
Może tym postem, przypomnę Wam o różnych mieszankach i sposobach lub też zachęcę do tworzenia swoich przepisów. Należy tylko pamiętać, aby upewnić się, że dany składnik nie wyrządzi Wam krzywdy - przeglądajcie Internet, pytajcie na forach albo grupach.


Pozdrawiam!


Komentarze

Prześlij komentarz

Każdy komentarz i wyświetlenie jest dla mnie prawdziwą motywacją! Dziękuję! :)

back to top